Jennifer Worth - "Zawołajcie położną"

by - poniedziałek, stycznia 25, 2016



Jak już wspominałam przy okazji recenzji książki „Położna. 3550 cudów narodzin” bycie położną, to moje niespełnione marzenie. Może obudziło się we mnie zbyt późno, trudno. Nie jestem kobietą, która uważa poród za coś brutalnego, okropnego, niosącego ból. A uwierzcie mi dużo współczesnych kobiet tak uważa i chce iść na łatwiznę, załatwiając sobie cesarkę, która jest dla nich wybawieniem. Ja jako matka dwójki dzieci urodzonych naturalnie widzę w takim porodzie całe misterium. Owszem, nie jest lekko. Ale przeżycie takiego porodu według mnie daje zupełnie inny kontakt z maluszkiem. Natura stworzyła nas tak, abyśmy rodziły naturalnie. Jeśli nie ma przeciwwskazań, nie przeciwstawiajmy się jej. Znalazłam w książce bardzo trafny cytat, który muszę koniecznie przytoczyć.



„Kobiety mają chyba wbudowany system całkowitego zapominania: jakąś substancję chemiczną albo hormon, który zaraz po porodzie zalewa część mózgu odpowiedzialną za pamięć tej niedawnej agonii. Czy w przeciwnym razie któraś zdecydowałaby się na drugie dziecko?”



Książkę „Zawołajcie położną” wypatrzyłam już kilka miesięcy temu na bibliotecznej półce. Obiecałam sobie wtedy, że przeczytam ją, ale dopiero po porodzie. Nie było powodu przeżywania opisywanych historii w stanie ciąży, gdy hormony szaleją i co dwie strony zapewne z moich oczu wylewałoby się morze łez.



Książka jest zapisem historii położnej Jennifer, która jest uważam tym dla brytyjskiego położnictwa jak dla nam Jeanette Kalyta. Porody domowe, prawdziwe powołanie  - to zdecydowanie łączy obydwie panie. Jednak Jennifer odbiera porody w latach 50. XXwieku. Robotniczy Londyn, środowisko bardzo zróżnicowane. Mamy tu przegląd wszelkich patologii, różnych rodzajów rodzin i grup społecznych. Do koloru, do wyboru. Mamy tutaj rozdział o dziecku, które przyszło na świat w Boże Narodzenie, o smutnym końcu matki i dziecka z rzucawką porodową, czy kobiecie, która rodzi swoje 24 (tak, to nie pomyłka) dziecko. Wszystko opisane w plastyczny sposób, czujemy się tak jakbyśmy przyjmowali poród razem z Jenn. Wszystko to naprawdę przypomina mi o książce Jeanette Kalyty.


Warto zwrocic uwagę na jedną rzecz. Jennifer Worth często podkreśla fakt, że w tamtych czasach położne były traktowane z ogromnym szacunkiem, według mnie do tej pory nic się nie zmieniło. Położna to niezwykła osoba, pośredniczka, witająca nowe życie na tym świecie. To nie zawód, to coś więcej.



Autorka opisuje swoją historię w tak zgrabny, sposób, że mamy wrażenie że jest wykwalifikowaną pisarką. Buduje napięcie, ale również zawiera w opowieści zabawne momenty swojej pracy.



Od tej książki, nie sposób się oderwać, niesamowite jest to jak świetnie pani Worth zarysowuje charaktery bohaterów. Mistrzostwo. Zakochałam się w tej książce i polecam ją każdemu bez zastanowienia. Wiem, że pani Worth napisała jeszcze trzy kolejne książki o swojej pracy, na pewno po nie sięgnę. Kocham taką literaturę!
 


Podobne wpisy

0 komentarze