David Walliams - "Pan Smrodek"

by - sobota, czerwca 11, 2016

Kolejny raz Wydawnictwo Mała Kurka obdarowało mnie cudowną, mądrą i jednocześnie przezabawną książką Davida Walliamsa "Pan Smrodek". Niedawno na blogu mogliście przeczytać recenzję innej jego książki "Babcia Rabuś".  Zapraszam na recenzję!



"Każdy bezdomny ma swoją własną historię"



Opis z okładki:
Chloe codziennie w drodze do szkoły przejeżdża obok siedzącego na parkowej ławce bezdomnego człowieka. Mijają go wszyscy i z pobłażliwą pogardą nazywają Panem Smrodkiem. Wrósł w krajobraz jak jemioła w gałęzie drzewa. Dziewczynka ma wielką ochotę poznać historię jego życia. Ale musiałaby się do niego odezwać. Nie, chyba nie powinna. Mama będzie niezadowolona. A gdyby tak poprosić, żeby zamieszkał w szopie, która stoi w ogródku? O, wtedy byłoby dużo czasu na rozmowę…

Nie potrafię wytłumaczyć dlaczego, ale dzieciaki najbardziej śmieszą żarty o bąkach, kupach, bekach i innych tego typu sprawach. Niby nic co ludzkie nie jest nam obce, ale... David Walliams podstępem wykorzystuje umiłowanie Milusińskich do smrodkowych tematów, tworząc książkę o kloszardzie, bo właśnie tym jest tytułowy "Pan Smrodek". Podobnie jak w "Babci Rabuś", temat na pierwszy rzut oka zabawny, ale pod nim kryje się cała masa mądrych przesłań!

Każdy z nas zna ten charakterystyczny "kloszardzi" smród. Tak, smród, w końcu nie da się tego inaczej nazwać. Świetnie przedstawił go Quentin Blake, ilustrator książki. Bo gdyby ten smród dało się narysować, to według niego, wyglądałby właśnie tak:


W każdym dużym mieście roi się od bezdomnych. Spotykamy ich żebrających lub ciągnących wózek z makulaturą. Niektórzy z nich wybierają  życie w przytułku inni zostają na ulicy. My osądzamy wszystkich z góry, zakładamy, że to na pewno alkoholicy. Oczywiście w jakiś 80% tak właśnie jest, ale pozostałe 20% to ludzkie nieszczęścia i tragedie, które spowodowały tą bezdomność.

Właśnie historią Pana Smrodka zainteresowała się mała Chloe, która nie zostawiła go na pastwę losu (mimo, że ledwo mogła oddychać w towarzystwie Jegomościa). Nakarmiła, a nawet zrobiła mu przytulnie mieszkanko w starej szopie. To pokazuje, że dzieci nie oceniają, przyglądają się sytuacji i próbują ją rozwiązać, bez szukania drugiego dnia.

To, że Chloe zainteresowała się losem Pana Smrodka nie wynika jedynie z jej dziecięcej ufności, ale przede wszystkim ze skomplikowanej sytuacji w domu. Mama Chloe marzy o karierze polityka i temu podporządkowuje całe rodzinne życie. Nadto gloryfikuje jej siostrę Anabelle, która jest jej oczkiem w głowie. Tata dziewczynki jest typowym pantoflarzem, który robi co każe żona, chociaż gdy trzeba dopinguje i pomaga Chloe. Bohaterka jest zepchnięta w domu na drugi plan, ze względu na to, że ma lekką nadwagę i dziwne hobby: uwielbia snuć opowiadania...

Postać Pana Smrodka nie jest jednoznaczna. Z jednej strony wywołuje u nas irytację: każe się obsługiwać, z drugiej strony uwielbienie: broni Chloe przed prześladującą ją koleżanką i współczucie: gdy poznajemy jego prawdziwą historię. To postać bardzo wielowymiarowa, choć osobiście polubiłam go od razu! Oczywiście, nie zdradzę Wam tego jaka była prawdziwa historia Pana Smrodka, tego musicie dowiedzieć się sami!

Po lekturze "Babci Rabuś" wiedziałam już, że pokocham książki Walliamsa  "Pan Smrodek" tylko moją miłość pogłębił. Książka jest jednocześnie zabawna i obrzydliwa. Ale obrzydliwa w zabawny sposób!. Do tego w tych pokładach prześmiesznych tekstów, kryje się mnóstwo mądrości. Kolejny raz autor daje mega prztyczka w nos dorosłym. Między wierszami mówi o tym, że nie wolno dzieciom podcinać skrzydeł, że trzeba rozwijać ich zainteresowania, a przede wszystkim żyć w zgodzie z samym sobą.

Za kolejną cudowną książkę dziękuje 

 

 

Podobne wpisy

2 komentarze