Tessa Hadley - Przeszłość recenzja

by - środa, sierpnia 30, 2017


Życie pożeraczki książek nie zawsze jest łatwe, proste i przyjemne. Czasem bowiem na drodze usłanej cudownymi książkami, trafia się taka, która wywołuje żal. Żal straty czasu, jaki się poświęciło na jej czytanie… Zapraszam na recenzję książki „Przeszłość” Tessy Hadley





Gdy dostałam paczkę, ujrzałam piękną, klimatyczną okładkę. Pierwsza myśl – będzie cudownie. Później przyszedł czas na przeczytanie opisu na końcu książki. Miały być wakacje, angielska wieś, specyficzne rodzeństwo oraz tajemnica. Moje nadzieje były ogromne, miałam chęć na prawdziwą literacką ucztę, która jednak odbiła mi się czkawką. A szkoda…

Czwórka rodzeństwa: Alice, Harriet, Fran i Roland mają spędzić trzytygodniowy urlop w domu odziedziczonym po dziadkach. Głęboka angielska wieś, mimo swojej sielankowości wcale nie zachęca rodzeństwa do wspólnego spędzenia czasu. To ma być ich ostatni wspólny urlop przed sprzedaniem domu.  Czytelnik szybko orientuje się, że mimo pozornej miłości między całą czwórką kotłują się różne dziwne, nienazwane uczucia i niesnaski, które kładą cień na ich wspólnych relacjach.

Równolegle gdy przypatrujemy się relacjom rodzeństwa, obserwujemy urlop widziany oczami młodszego pokolenia: dwójki dzieci Fran, nastoletniej córki Rolanda oraz dorosłego syna partnera Alice. Widzimy budzące się uczucie między Molly, a Kasimem, oraz nic nie wnoszące do książki wyprawy do opuszczonej chaty, dwójki młodszych dzieci.

Mamy jeszcze jednej wątek fabuły, który gdy już byłam załamana wiejącą nudą, dał mi promień nadziei na uratowanie książki. Otóż, cofamy się w tytułową przeszłość, do czasów, gdy dzieciaki były małe, a najmłodszej Fran w ogóle nie było na świecie. Poznajemy matkę rodzeństwa, Jill, która wprowadza się do rodziców po rozstaniu z ojcem dzieci. Jill, to młoda troskliwa mama, której mimo wszystko brakuje czułości i miłości. Wdaje się w tajemniczy romans, który jak rozumiem miał być obiecaną tajemnicą…

Pomysł na fabułę był ogromnie obiecujący: stary dom pełen pamiątek i reliktów przeszłości, specyficzne relacje rodzinne, stara, opuszczona leśna chata, która służy za dom schadzek. Przecież z tego można było zrobić naprawdę genialną powieść. Tessa Hadley jednak zaprzepaściła swoją szansę. Zapytacie dlaczego? 

- żaden bohater nie był wyjątkowo interesujący: nudna Fran, elegancka, nieco wyniosła żona Rolanda, na siłę ekscentryczny Kasim, który okazuje się miękki jak guma. Autorka chciała chyba za bardzo, a wyszło przeciętnie.

- powieść nie ma żadnego punktu kulminacyjnego, wlecze się jak flaki z olejem. Gdy tylko mamy nadzieję na sensowny rozwój akcji, doznajemy rozczarowania, bo okazuje się, że nowy wątek niczego do książki nie wnosi.


To wystarczy by, położyć całą książkę. Naprawdę. Wcale nie ratuje sytuacji przyjemny, dokładny, opisowy styl Tessy Hadley. Miałam nadzieję, na królewską ucztę, a zjadłam zwykłą kanapkę z serem. Tak opisałabym tą książkę. Wielkie rozczarowanie, choć jest mi naprawdę przykro to pisać. Tak jak wcześniej wspomniałam sam pomysł był świetny, ale wykonanie naprawdę słabe.

Ocena: 3/10


Podobne wpisy

0 komentarze