Gregory David Roberts - "Cień góry" recenzja

by - piątek, października 28, 2016



Po „Shantaram” z niecierpliwością czekałam na kontynuację. „Cień góry” ukazał się w czerwcu, kupiłam książkę kilka dni po premierze i choć pragnęłam przeczytać ją jak najszybciej, by dowiedzieć się o dalszych losach Lina, to zobowiązania wynikające ze współpracy z wydawnictwami lekko opóźniły moje zamiary. Dziś mogę powiedzieć, że skończyłam. Właśnie, i co teraz? Jak dać sobie radę z myślą, że historia się skończyła?



Opis wydawnictwa:
Minęły dwa lata od dramatycznych wydarzeń opisanych w Shantaram. Lin stracił dwie najważniejsze osoby w życiu – przewodnika duchowego Kadirbaja i miłość życia, Karlę, która została poślubiona przez hinduskiego potentata medialnego. Po kolejnej szmuglerskiej akcji wraca do Bombaju, który zmienił się nie do poznania – za bardzo i za szybko.




Wielu jego przyjaciół ruszyło w dalszą drogę, nowi przywódcy mafijnej siatki prześcigają się w coraz brutalniejszych interesach, a osławiony święty człowiek kwestionuje wszystko, czego Lin nauczył się o życiu i miłości. Teraz musi znaleźć swoje miejsce w mieście zła, które żyje według zupełnie nowych zasad. Nie może opuścić Miasta Wysp – Karla i fatalna obietnica, którą kiedyś złożył, nie pozwolą mu na to.



Zanim usiadłam do recenzji, miałam taką samą obawę jak przed pisaniem o Shantaram. Jak bowiem przekazać Wam w pigułce informacje o książce, która ma ponad 800 stron, poza tym, w której  na każdym kroku dzieje się tyle rzeczy… Tak więc to będzie beznadziejna recenzja o genialnej książce.


Postanowiłam, że nie zdradzę Wam wielu faktów z fabuły: poza tym, że w tej części Lin traci wielu bliskich sobie ludzi i oprócz tego, że powróci Karla, jedyna i prawdziwa miłość Lina.  Lin oczywiście nadal pracuje na czarnym rynku, jednak ma swoje zasady, których mocno przestrzega.


Stanęłam w miejscu, nie wiem co napisać. Chyba dam sobie spokój z pisaniem stricte o książce. Powiem za to o moich odczuciach. Jak wiecie z recenzji „Shanataram” mnie zachwycił, „Cień góry” to pewne dopełnienie, zamknięcie niezwykłej historii człowieka, który zbiegł z australijskiego więzienia i znalazł swój azyl w Bombaju, tyglu świata. Po przeczytaniu ostatnich stron powieści, czułam smutek, bardzo związałam się z Linem przez te 1600 stron i nie raz miałam poczucie, że choć trochę go znam. Boję się o jedno: o to, że Gregory David Roberts nie wyda nic więcej, przeczytałam niedawno bowiem, że skupia się teraz na życiu rodzinnym i stroni od dziennikarzy. 



Książki Robertsa leżą u mnie w domu na honorowych miejscach. Jego niesamowita umiejętność opowiadania i mówienia o uczuciach w sposób prosty, a zarazem wzniosły jest genialna! Roberts jest dla mnie przykładem człowieka, któremu warto dać szansę. Każdy może się w życiu przewrócić, grunt, to zrozumieć swoje błędy i umiejętnie się podnieść. Po cichu marzę, że przeczytam jeszcze kiedyś inne jego powieści, jeśli jednak tak się nie stanie, na pewno przeczytam jeszcze raz dwa opasłe tomiska, czyli "Shantaram" i "Cień góry".



Dla mnie obydwie książki jego autorstwa, których zresztą jest też bohaterem, to jedne z najlepszych historii jakie przeczytałam w życiu. Mamy tu bowiem wszystko: miłość, nienawiść, wojnę, upadek, przyjaźń, uzależnienie, chciwość i prawdziwą ludzką radość. Zarówno „Shanataram”, jak i „Cień góry” to kopalnie złotych myśli, które mam podkreślone w całej książce i do których nie raz będę wracać. W ramach rozstania z Linem i jego historią mam dla Was garść moich ulubionych cytatów.


„Na świecie nie istnieje nic bardziej niszczącego od prawdy ani nic bardziej obrażającego intelekt niż osoba, która upiera się, że zawsze jest całkowicie i kompletnie szczera”


„Jeśli nie żyjesz dla czegoś, umrzesz po nic”


„ Wojna jest unurzana we krwi. Pokój ma krew wewnątrz, tam gdzie jej miejsce. Dla mnie to cała różnica. Wojna burzy budynki, pokój na nowo je wznosi”


„Tajemnica to niewypowiedziana prawda”

Podobne wpisy

5 komentarze