Katarzyna Puzyńska - "Utopce" recenzja

by - piątek, stycznia 06, 2017



Gdy przeczytałam „Z jednym wyjątkiem”, które było jednocześnie pierwszym moim spotkaniem z autorką, stwierdziłam, że byłam dotąd straszną ignorantką pomijając powieści Katarzyny Puzyńskiej w lokalnej bibliotece. Teraz z przyjemnością nadrabiam zaległości, dlatego też zapraszam Was na recenzję kolejnej części opowieści o policjantach z Lipowa.

 

 


Opis wydawnictwa:



Upalne lato tysiąc dziewięćset osiemdziesiątego czwartego roku na zawsze pozostanie w pamięci mieszkańców odciętej od świata wsi Utopce. To wtedy ofiarą krwiożerczego wampira padły dwie osoby. Wśród przepastnej puszczy pełnej leśnych duchów łatwo jest uwierzyć w działanie sił nadprzyrodzonych. Czy gwałtowna śmierć obu ofiar naprawdę jest dziełem upiora? A może to któryś z mieszkańców wsi miał swoje powody, żeby zabić? Trzydzieści lat później sprawę rozwikłać muszą Daniel Podgórski i kontrowersyjna Klementyna Kopp. Perturbacje w życiu prywatnym śledczych utrudniają dotarcie do prawdy. Czy uda im się odkryć tożsamość mordercy? A może tylko obudzą przyczajonego przez lata wampira i nic nie będzie już w stanie powstrzymać nadchodzącego zła?







Z jednym wyjątkiem” zrobiło na mnie duże wrażenie, „Utopce” powaliły na łopatki. Puzyńska to już klasa sama w sobie. Co więcej, to jedna z niewielu autorek, której powieści nie mają grona niezadowolonych czytelników. Tak więc, możemy sięgać po nią w ciemno, bez obawy tego, że możemy się rozczarować.







Całość książki można podzielić na trzy składowe. Pierwsza z nich to zapis z przesłuchania Emilii w sprawie Klementyny (szczegółów oczywiście nie zdradzę). Kolejna część to sukcesywny zapis wydarzeń z 1984 roku, kiedy to zginęły w Utopcach dwie osoby. Ostatnia składowa to teraźniejszość, zapis kolejnych wydarzeń w związku ze śledztwem. Wszystkie trzy części się przenikają w taki sposób, że czytelnik jest prowadzony po nitce do kłębka i zupełnie nie wie, czego się spodziewać. W taki sposób autorka przywiązała mnie do książki na długie godziny. Bardzo przyjemne godziny!







Utopce, gdzie rozgrywa się akcja książki to maleńka wieś. Mała, ale tajemnicza i lekko upiorna, na dodatek prawie cała mieści się w lesie, co dodatkowo nadaje grozy. Opisując ją Puzyńska cały czas balansuje na granicy wyobraźni i realności. Wprowadza gęstą atmosferę, dzięki której kilka razy poczułam ciarki na plecach. Świetna robota. Sam fakt, że podejrzanym morderstw był wampir i to, że mieszkańcy wioski mocno w to wierzą lekko przeraża. Oprócz tego las zdaje się żyć własnym życiem i skrywać wiele tajemnic. Mieszkańcy wsi mają wiele do ukrycia co dodatkowo utrudnia śledztwo.



Jeśli chodzi o prywatne sprawy naszych ulubionych policjantów z Lipowa też wiele się dzieje: Klementyna przeżywa trudny okres, pewnie związki kwitną inne się rozpadają, jeszcze inne niespodziewanie wybuchają.Ale o tym, oczywiście musicie przekonać się sami: co, z kim i dlaczego...







Puzyńska po raz kolejny wodziła mnie przez całą książkę za nos. Co chwilę zmieniałam zdanie co do podejrzanego, a  i tak na samym końcu okazało się, że zupełnie się myliłam. Nie ma co, słaby ze mnie detektyw. Prawda jest taka, że w kryminałach właśnie o to chodzi, byśmy byli zaskakiwani, żeby nic nie było takim, jakim mogłoby się wydawać. W tej kwestii, autorka jest dla mnie mistrzynią. 

Strasznie mi smutno, że przygoda się skończyła. Nie zostało mi nic więcej, jak spróbować zdobyć "Łaskuna", czyli kolejna część sagi. Oby była w bibliotece. Teraz, po drugim moim spotkaniu z twórczością Puzyńskiej już  z pełną odpowiedzialnością mogę wpisać ją w poczet moich ulubionych autorów kryminałów. Zdecydowanie jest to mistrzyni budowania intrygi i przenikania wątków obyczajowych z kryminalnymi.

rodzaj: kryminał
wydawnictwo: Prószyński i S-ka




Podobne wpisy

0 komentarze