Ks.Jan Kaczkowski - "Życie na pełnej petardzie"

by - niedziela, kwietnia 16, 2017



Nie należę do szczególnie religijnych osób. To znaczy, sprawa jest nieco bardziej skomplikowana, bo wierzę w Boga, lecz nie wierzę w księży. Jestem zirytowana obecną sytuacją kiedy to Kościół bardzo mocno ingeruje w politykę, a politycy świetnie trzymają z duchownymi. Dlatego też, tak bardzo podziwiałam i podziwiam księdza Jana Kaczkowskiego, który szedł pod prąd, na przekór wszystkim popierał WOŚP i dawał z siebie 1000% do samego końca. Z wielką przyjemnością przeczytałam „Życie na pełnej petardzie”, choć w pewnych kwestiach ja i nieżyjący już Kaczkowski zupełnie się nie zgadzamy. 

 

 



Jak mały Jaś został księdzem Janem…
Jeśli myślicie, że Jan Kaczkowski wychował się w typowo chrześcijańskiej rodzinie (jak bowiem inaczej mógł zostać duchownym), nic bardziej mylnego. Rodzice Kaczkowskiego byli zatwardziałymi antyklerykałami, ojciec nawet otwarcie mówi, że nie wierzy w Boga. Mały Jaś, który poprzez swoją wadę wzroku, często przebywał w różnych szpitalach na leczeniu,
dużą część roku spędzał u babci w podkrakowskiej wsi. Babcia Jasia była czynną katoliczką i to ona w dużej mierze przyczyniła się do takiej, a nie innej przyszłości wnuka. Już w przedszkolu Jaś zafascynowany Biblią, czasami mówił charakterystycznym dla niej językiem. Kiedyś do jednej z nauczycielek, będącej w ciąży powiedział „Brzemienną jesteś, w bólach rodzić będziesz…” – już wyobrażam sobie jej minę…
Sam Kaczkowski przyznaje, że w czasach młodości nie stronił od imprez i alkoholu, nie udaje świętoszka. Mówi również, że jego doświadczenia z księżmi z tego okresu wcale nie były pozytywne, wręcz odwrotnie. Mimo wszystko jego życie potoczyło się tak a nie inaczej, powołanie stało się silniejsze niż wszystko inne.



Kaczkowski – ksiądz
Gdy patrzymy na współczesny Kościół widzimy przerost firmy nad treścią. Widzimy wożących się limuzynami księży, którzy mają na sumieniu więcej grzechów niż wierni, których spowiadają. Dodajmy do tego afery pedofilskie i niepotrzebne mieszanie się w politykę. Na tle takiego zastępu księży, ks. Jan Kaczkowski bardzo się wyróżniał. Otwarcie ganił pychę swoich kolegów po fachu, nie raz przeciwstawiał się swoim przełożonym – miał swoje zdanie na każdy temat. Swoje powołanie widział jako pomoc innym, jako służenie bliźnim. Mówił o sobie „ekskluzywny żebrak”, zbierał pieniądze na utrzymanie hospicjum w Pucku, które stało się jego życiowym dziełem. Był z ludźmi i dla ludzi. Nawet wtedy gdy przyszła choroba…



Kaczkowski – onkocelebryta
Ksiądz Kaczkowski sam wymyślił ten przydomek. Ze swojej choroby zrobił markę, znak rozpoznawczy. Po diagnozie glejaka IV stopnia lekarze dawali mu marne pół roku życia. On ich wykiwał i z śmiertelnym  nowotworem mózgu żył o wiele dłużej. Był aktywny i jako ksiądz i jako menadżer, kapelan swojego hospicjum w Pucku. W swojej pracy widział tyle umierania, że jego własne go nie przerażało. Oswoił raka, pokazał wręcz, że można się z nim odrobinę zaprzyjaźnić.



Kaczkowski – bioetyk
Domeną księdza Jana była bioetyka i filozofia. Swoje zdanie wyrażał jasno i nie bał się krytyki, za to go szanuję. Nie zgadzam się jednak z jego zdaniem na kilka tematów. Kaczkowski był zagorzałym przeciwnikiem aborcji, dopuszczał zgodę na zabieg jedynie w obliczu zagrożenia życia i zdrowia matki, jednak w przypadku uszkodzenia płodu oraz gwałtu, już nie. Uważam, że nikogo do niczego nie można zmuszać i zarówno perspektywa urodzenia śmiertelnie chorego dziecka jak i urodzenia dziecka pochodzącego z gwałtu są tak straszliwe, że absolutnie nie powinno się zabraniać aborcji w takich właśnie przypadkach. Mimo mojej niezgody na ten i inne tematy, szanuję zdanie księdza, jego inteligencje i elokwencję.



Zdecydowanie brakuje w naszym kraju duchownych takich jak Jan Kaczkowski. Ludzi szczerych, oddanych i chcących robić coś dla innych. Bardzo przyjemnie czytało mi się „Życie na pełnej petardzie” – to bardzo wartościowa i mądra książka o życiu, umieraniu, pogodzeniu z chorobą i czerpaniu radości z każdej chwili.  Nie trzeba być zażartym katolikiem, by wyciągnąć z tej lektury ważnych lekcji, naprawdę. Gorąco polecam.


Podobne wpisy

0 komentarze